2014-05-09

Wystawa

Zaczelo sie od ksiazki a wlasciwie spotkania z jej autorem podczas dwudniowej konferencji dotyczacej integracji, w listopadzie. Ksiazke kupilam i polecilam przeczytac pracujacym ze mna kolezankom i kolegom. W sumie glownie chodzi o to, ze dopoki bedziemy kierowali sie mysleniem "my" i "oni" to niewiele z integracji bedzie. Nie latwo jest zaczac myslec "outside the box", sam charakter naszej pracy polega na tym, ze "my" pomagamy "im" i za to nam placa. "My" potrafimy, "oni" jeszcze nie.
W zwiazku z tym, ze w ostatnich latach liczba uchodzcow jaka zostala przez gmine przyjeta przekracza wczesniejsze zalozenia liczbowe (30-40 osob) dosc powaznie (70-80) spoleczenstwo malomiasteczkowe nasze, nie jest w stanie faktu tego przelknac spokojnie. Z drugiej strony, gdyby uchodzcy do gminy nie przybyli, przyrost meszkancow bylby ujemny. Spoleczenstwo nie jest najmlodsze i za szesc lat znaczna jego czesc znajdzie sie w wieku emerytalnym. Mlodziez do miast ucieka a tzw Nowy Szwed ma realna szanse na przyszlosc (prace, niezaleznosc). Ba! Za klika lat bedzie Nowy Sterego utrzymywal. Zanim, jesli w ogloe takie myslenie zostanie zasiane w glowach wiekszosci, zanim wykielkuje, zakwitnie i zaowocuje, zanim przecietny zjadacz köttbulara zrozumie sens polityki migracyjnej (pomijajac faktor humanitarny, ktory jesli o mnie, chodzi jest najwazniejszy) przyjdzie nam stawic czolo fali niecheci wobec tego co inne i nieznane. I nie chodzi tu jedynie o rasizm, chociaz uwazam, ze nie powienno sie bac uzywac tego slowa, ale o zwykly ludzki strach przed nowym i niezrozumialym.  We wsi pojawilo sie coraz wiecej negatywnych glosow. Imput ze szkol jest taki, ze grupa mlodych gniewnych chetnie oddaloby swoj swiezy 18-letni glos w wyborach na partie nacjonalistyczna. Co wprawdzei obserwujac wydarzenia we Francji i Danii nie jest nowalijka ale sprawia, ze wlos na glowie sie jezy.
W pracy spotykam codziennie okolo 40 osob, ktore z jakiegos powodu zmuszone byly opuscic swoj kraj. Mam mozliwosc obserwowania i uczestniczenia w ich zyciu podczas pierwszych miesiecy w Szwecji.
Po ksiazce, po dyskusji postanowilismy zrobic cos razem. Pozbyc sie chociaz na chwile "my-wy" myslenia. Stac sie razem mieszkancami jednej gminy i podzielic sie ta wiadomoscia z innymi. Zrobic wystawe fotograficzno-literacka (jak go zwal...). Dac szanse naszym nowym mieszkancom na podzielenie sie swoimi refleksjami z pierwszych chwil/dni/miesiecy w nowej ojczyznie.
Pomysl zostal przyjety z ogromnym entuzjazmem. Delly, dziennkarz z Kongo przyszedl z napisanym artykulem nastepnego dnia. Przyszedl w garniturze i powiedzial, ze znow jest dziennikarzem :-) Nie chcialabym zeby to zabrzmialo jak scenariusz filmu amerykanskiego ale dla Delly cala idea wystawy przywrocila mu jego tozsamosc, ktora z braku dobrej znajomosci jezyka stracil przybywajac do kraju losia i komara. Napisane teksty tlumaczylismy z "polskiego na nasze" i redagowalismy razem. Swietna nauka szwedzkiego, nauka nas nawzajem, siebie nawzajem. Zaproponowalam naszej lokalnej fotografce wspolprace. Zgodzila sie. Potem juz wszystko poszlo lawinowo.
Sponsor anonimowy na ramy do tekstow i fotografii. Sponsor ktory zdecydowal sie oplacic koszt podrozy i gaze dla przedmowcy, przed otwarciem wystawy. To dalo nam szanse na zaproszenie autora ksiazki ktora byla nasza inspiracja. Do projektu wlaczylismy wspolpracujacy z nami zaprzyjazniony "projekt" gminny zrzeszajacy tych ktorzy stoja najdalej od rynku pracy i potrzebuja w inny niz kasiazkowy sposob uczyc sie jezyka- chorzy, analfabeci, migranci ktorzy nie mieli mozliwosci na ukonczenie szkoly. Zajmuja sie stolarka, robia sztalugi i statywy do fotografii. Podjeli sie rownierz przygotowania przegryzek na wernisaz.
Poinformowalismy okoliczne media. Pojawily sie zaproszenia. Do grudnia jestesmy juz "zaklepani" jesli chodzi o wystawianie.
Do dnia wystawy zostalo cztery tygodnie. A jak tak zwyczajnie dumna jestem bardzo z tego co sie dotychczas stalo. Najwazniejsze stalo sie juz. Zapomnielismy. Stalismy sie grupa.
Mam tylko takie marzenie, zeby tak udac sie z wystawa do Polski...
Dziele sie dwoma zdjeciami na dzis. Zaczne tlumaczyc teksty na jezyk polski, byc moze ktos z was bedzie zainteresowany usylyszeniem glosu, ktory rzadko ma sie okazje uslyszec.

Anna: "Jak duzo lasow, jak malo ludzi"

 
 
 
Ghebriela: "Kiedy moj syn wychodzi z domu, wiem, ze do niego wroci"

4 komentarze:

  1. Przeoczyła ten wpis, ale piękne wieści w nim są:) Gratuluję Ci pomysłu Dag i odwagi, by go zrealizować :) Mam wrażenie, że w Polsce ten problem jest jakiś marginalny, ale może go nie zauważam??? Ale idea cudna! Pozdrawiam gorrąco:) z kraju deszczu i wiatru dziś :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem Ani, co myslisz o sprawie uchodzcow w tej chwili.Tamat stal sie bardzo aktualny. Dodam, ze nasza wystawa od ostatniego wpisu mojego "podrozowala" po Szwecji, wystawialismy w sejmie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co myślę- pytasz?
    Uchodźcy potrzebują tego samego, co my wszyscy- poczucia bezpieczeństwa, ciepłego domu, kromki chleba i życzliwości...
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mysle wiec JESTEM! Gorace usciski Ani!

    OdpowiedzUsuń