2013-10-29

Faces look ugly when you're alone

Slucham Stiny Nordenstam. Przepieknie zrobiony cover The Doors polecam  :http://www.youtube.com/watch?v=s5s41VIUw5M
I rozmyslam o dniu dziesiejszym . Poranek, chlodna ale nie mrozna, wilgotna aura jesienna. Jasno, bo przeciez dopiero kilka dni temu czas zmienil sie automatycznie w smartfonach, ajfonach i innych podobnych naszych. Odstawilam szefowstwo do przedszkola i krocze w strone parkingu na ktorym spotkam znajoma z pracy, z ktora pojade na szkolenie. Ide w strone pizzerii naszej jednej z trzech, tej lezacej najcentralniej, na ulicy Dlugiej. W zwiazku z tym, ze ulica jest dluga juz z oddali widze, ze przy wejsciu do pizzerii lezy czlowiek. Ide ja i ida inni. Przechodza, odwracaja glowe w druga strone, na ktorej nie ma nic ciekawego. Zblizam sie powoli do lezacego. I nie wiem, co robic. To znaczy wiem, teoretycznie, tylko w praktyce nie mialam jeszcze do czynienia tak samotnie wsrod innych na ulicy dlugiej o godzinie 7:30. Zawsze ktos przy mnie byl, a w takich sytuacjach  w kupie razniej....Troche sie boje, co zauwazam jeszcze wyrazniej slyszac swoj drzacy glos kiedy probuje zdecydowanie powiedziec "hallllo".  W tym momencie widze dziennikarza z naszej lokalnej gazety, ktory na parkingu szybki sobie skrobie. Lece do niego i pytam, czy wykrecac 112, czy moze mamy jakis lokalny nr na policje. Mieszkamy w malym miasteczku na polnocy wiec zanim mnie wypytaja i polacza z naszym zadupiem to moze lepiej od razu lokalnie podzwonic. I w sumie pytam goscia konkretnie i otrzymuje konkretna odpowiedz. Czuje sie jednak jeszcze bardziej samotna na ulicy w godzinach porannego szczytu. Dziennikarz wskakuje do swojego swiezo oskrobanego Volvo i odjezdza. Chcialam, zeby mi pomogl. Powiedzialam wyraznie, ze przy wejsciu do pizzeri  lezy czlowiek...Dzwonie, powiadamiam, odpowiadam na szereg nieistotnych pytan patrzac na lezacego w pozycji embrionalnej mlodego chlopaka. Wyglada znajomo ale nie jestem pewna, czy juz go wczesniej spotkalam. Policja zapisuje moj nr telefonu, sprawdzam, czy chlopak oddycha. Jest chlodny, jakis taki tragicznie samotny, dzwadziescia plus nie wiecej. I wtedy uciekam. Ide na parking na ktorym czeka juz na mnie Frida. Odjezdzamy. Po drodze mijamy woz policyjny, potem karetke na sygnale. Jakies 20 minut potem moja szefowa, ktora tez jest na szkoleniu i ktorej wspomnialam o porannym zdarzeniu, dostaje telefon. Szefowa jest glowa dzialu socjalnego. Ten mlody 21 letni czlowiek to Markus (zmienilam imie), piekny mlody silny syn -pary ksiezecej, chcialoby sie napisac- syn pana i pani ksiadz. Marcus bierze. I przebral. Zaczynalam z nim pracowac przed wakacjami  ale nie byl jeszcze "gotowy" (wedlug jego opiekuna socjalnego). Pamietam jego wzrok. Marcus zrobil na mnie duze wrazenie . Taki rottweiler ze spojrzeniem cocer spaniela. Dzisiaj rano, przy dzrzwiach pizzeri nie bylo Marcusa. Tam lezal jego cien. A ja go nie rozpoznalam. Monica odwrocila sie w moja strone po skonczonej rozmowie. Marcusa odwieziono na intensywny. Gdyby troche dluzej czekal na pomoc, nie przezylby.
 I tak siedze i slucham Stiny i nie moge balansu zlapac. Bo jak to do cholery jasnej jest mozliwe, ze ten chlopak lezal tak dlugo i nikt nic nie zrobil. W jakim kierunku idziemy? Qvo vadis hominis k...wa mac? Nie zrobilam nic heroicznego a czuje sie wyjatkowo. Pruchniejemy.

2013-08-06

Hello Afrika


A lato bylo piekne tego roku. W sumie przez cztery tygodnie urlopu padalo moze cztery dni. Dzieciaki szalaly w basenie w ogrodku, lowilismy ryby (nie w basenie w ogrodku ;-), plywalismy lodka wujka Roberta, delektowalismy sie aura jezior, lasow…Leon co rano na bosaka dobiegal do krzaku malin , zbierajac je garsciami i wciskajac zachlannie do pyzatej buzki. I tak sobie myslalm patrzac na sok splywajacy po jego malych raczkach, ze chyba tak pachnie szczesliwe dziecinstwo. Sloncem i malinami…Pracowalismy rowniez nad pozegnaniem z pieluchami. Udalo sie. Chlopaki biegaja do nocnikow i toalety.  Noel z duma skomentowal, ze jak  siada na nocnik to wodospady splywaja…Hm…Lilly rosnie, dorosleje. Zaczyna czytac, liczyc z radoscia odkrywa dla nas oczywiste oczywistosci.  Przez te cztery tygodnie nie planowalismy nic. Zadnych dalekich wyjazdow, zadnych koniecznosci…Bylismy razem. Bez pospiechu. Zaupelnie swobodnie. Przytulanie malego cialka, sledzenie lotu motyla, czas na odpowiedz na wszystkie pytania trzech malych ciekawych swiata ludzi…Kocham moje dzieci tak bardzo i nie potrafie sobie swiata bez ich istnienia wyobrazic ..
Polazlam wczoraj do pracy, zostawialm dziedzictwo w przedszkolu, wlaczylam komputer pracowy . Zaatakowal mnie wiadomosciami, ktore trwilam przez wieksza czesc dnia. Powoli przygotowywalam sie do dnia dzisiejszego. Zakupy. Pieluszki dla najmlodszego, dwuletniego. Chleb, jogurt, wedlina z indyka, pomidory, owoce. Dzisiaj bedziemy robic kanapki. Nie wiadomo czy w ogole ktos bedzie je jadl, bo przeciez Ramadan jeszcze sie nie skonczyl. A w dokumentach informacyjnych, ktore otrzymalismy od UNHCR nie ma informacji dotyczacych wyznania religijnego. No wiec dzisiaj wieczorem powitamy na lotnisku 27 osob z Kongo I Ugandy oraz dziewczyne z Erytreii o ktroej wspominalam niedawno. Jej ojciec jedzie z nami…
Podzielilismy miedzy soba rodziny, zeby bylo sprawniej. Logistyka…
Ja mam zajac sie rodzina szescioosobowa. Kobieta z dwojka dzieci, chlopcem, ktorego rodzice zostali zamordowani w Ugandzie i wychowuje go ciocia. No i ciocia, dzwudziestoosmioletnia kobieta, ktora po brutalnym gwalcie zbiorowym stracila mowe(wg UNHCR powoli ja odzyskuje) i jej coreczka, dwuletnia Angel.
W nocy wrocimy do domu. Ja do swojego ze spiacymi bezpiecznie dziecmi, ktorych dlonie pachna malinami. I oni, uchodzcy z Afryki do swojego nowego domu  w Szwecji.
Czeka nas ciezki dzien. Trzymajcie kciuki prosze.

2013-07-10

Joik

To rodzaj spiewu ludowego charakterystycznego dla Laponskiej kultury. To czesc tozsamosci saamskiej. Pamietam kiedys jak siedzielismy w moim dawnym pokoju w mieszkaniu mojej mamy, sluchajac spiewu laponczyka, ktorego losy polaczyly z przyjaciolka mojej siostry. Swieta Bozego Narodzenia, Polska poludniowa kontra Laponczyk pijacy z nami czerwone wytrawne i spiewajacy swoj joik bylo dosc surrealistycznym wrazeniem. Pieknym wrazeniem. Pamietam rowniez jak Biera opowiadal o poszukiwaniu swojego joika, swojej melodi, swojej opowiesci.
Joik ma wyrazac tozsamosc osoby, miejsca, przynaleznosci. Jest przekazaniem intymnego portretu.
Siedzialam w poniedzialek wieczorem, zmeczona jednym z pierwszych dni wolnych, kiedy przyszedl sms i zapytal "Jestem cztery godziny drogi od Ciebie. Przyjezdzac?". Bardzo sie ucieszylam, bo mimo tego ze "Norska"(tak ja nazywalam z powodu jej milosci do Norwegii) to przyjaciel mojej siostry to nasze drogi kiedys na krotki okres zbiegly sie. Byl to wazny okres w moim zyciu i "Norska" tez byla wazna. Przyjechala dnia nastepnego razem z corkami. Jedenasto- i dziewiecioletnia. Kiedy ostatnio sie widzialysmy nie bylo dzieci.
Wieczorem, kiedy juz spaly, siedzialysmy w altanie, rozmawiajac. Jasminy zakwitly i delektowalam sie ich zapachem. To tylko kilka dni, wlasciwie to juz zaczynaja przekwitac ale tak jakos wbudowaly sie w nastroj, ze nie sposob o nich nie wspomniec. Podkreslaly ta chwile, to wrazenie ulotnosci, ze po latach tylu siedzimy "Norska" i ja razem a za kilka godzin juz nas tu nie bedzie...
Kaska mieszka w norweskiej Laponii. Dalej na polnoc to juz sie chyba nie da. Zimno i ciemno i renifery zakrecaja. Jest nauczycielka laponskiego. Wlasnie wracala z podrozy do Polski w ktora wybrala sie samochodem z dziewczykami. I tak patrzylam w jej oczy zielone. Takie oczy trolla z iskra niezaleznosci, niepokory, zywiolu, czegos bardzo surowego a nawet pierwotnego. I tak sobie myslalam, ze ona ma juz tego joika. I zyje w jego rytmie. (Przyznam, ze dzis pod prysznicem probowalam wyspiewac moja melodie. Efekt mierny.)
Dzieki za dowiedziny, Norska ;-)

W zwiazku z moja gleboka namietnoscia do muzyki polnocy polecam joikujaca Mari Boine. Posluchajcie jesli nie zrobiliscie tego wczesniej. Warto.


2013-07-04

UNHCR

Jest z wyksztalcenia dziennikarzem, studiowal na Uniwersytecie w Asmarze. Mial inne zdanie niz zdanie wladz wobec czego musial uciekac. Musial rozstac sie z rodzina skazujac ja rowniez na ucieczke, do Sudanu. Znalazl schronienie w Kanadzie. Po czterech latach zycia w obozie uchodzcow zona z najmlodszymi dziecmi zostala przyjeta  przez Szwecje. Rok pozniej przyjechal i on. Przystojny, nieufny z przenikliwym spojrzeniem. Czlowiek z taka jakas duma wewnetrzna i cieniem w oczach. Bardzo go lubie i widze jak zmaga sie z codziennoscia nowego kraju. W sumie to za dobry jest na nasza wioche, podejrzewam, ze predzej czy pozniej przeniesie sie z rodzina do Sztokholmu lub innego duzego miasta. W
ojczyznie zostala ich najstarsza 22-letnia corka. Przez ostatnie dwa lata mieszkala ukryta w Sudanie. Szesc miesiecy temy jej kryjowka nie byla juz kryjowka. Kobieta wyszla na spotkanie, dzieki temu nie zostala zalpana. Pamietam kiedy przyszedl do nas i opowiadal nam jak wazne jest to, zeby ja wyciagnac z Sudanu. Ze tak naprawde atak na nia jest proba dojscia do niego, ze nie potrafi sobie wyobrazic co staloby sie z corka gdyby tego dnia nie wyszla... Cala rodzina jest rodzina katolicka, co sytuacji bynajmniej nie polepsza...Pisal listy, piekna angielszczyzna, my pisalismy odwolanie do biura migracyjnego, ktore nie uwazalo, ze sytuacja jest emergecy. I dzisiaj telefon zadzwonil. Poinformowano mnie, ze dziewczyna dostala pozwolenia na pobyt, ze to jest emergency i czy mozemy ja przyjac do naszej gminy. Oczywiscie, przeciez czekalismy na odpowiedz...Zapytalam, czy informacja dotarla juz do rodzicow. Nie wiedziala, zalezy czy corce udalo sie z nimi skontaktowac. Dowiedzialam sie, ze jest bezpieczna ( w miare, bo bezpieczenstwo to pojecie wzgledne w Afryce) i ze przebywa w jednym z osrodkow nadzorowanych przez UNHCR*. Zadzwonilam do niego. Nie potrafilam zaczac standardowej rozmowy w stulu szwedzkim pytajac o samopoczucie i nie oczekujac tak naprawde odpowiedzi, nie rozmawialismy o pogodzie. Powiedzialam od razu. I cicho sie zrobilo. Uslyszalam ciezki oddech, jakby lawina niepokoju spadla z jego dumnej piersi. Placz ojca. Ciezki, urywany. Probowal cos powiedziec ale byl zbyt wzruszony. Po chwili wybuchl wulkanem radosci. A jak czulam sie jak zwiastun szczesliwych wiadomosci, jakby mnie anioly przyslaly do oczekujacego.
Jestem tylko posredikiem, jednym z ostatnich elementow tej ogromnej miedzynarodowej ukladanki jaka jest migracja. Nie jest latwo ale kazdego dnia doswiadczam uczuc prawdziwych, emocji nieklamanych, smakow podstawowcych i wdzieczna jestem losowi, ze mi dal mozliwosc takiej pracy.

* UNHCR (The United Nations High Commissioner for Refugees)- UNHCR zostal powolany przez Zgromadzenie Ogolne ONZ w 1950 roku i poczatkowo byl odpowiedzialny za przesiedlenie 1,2 miliona europejskich uchodzcow pozbawionych domu w wyniku drugiej wojny swiatowej. Jest organem upowaznionym do przewodzenia i koordynacji miedzynarodowych dzialan majacych na celu ochrone uchodzcow i rozwiazywania ich problemow na calym swiecie. Do glownych dzialan urzedu nalezy zapewnienie praw uchodzcow oraz pomoc w zapewnieniu azylu i repatriacji.
UNHCR chroni dzis 22,3 miliona osob w ponad 120 krajach. Pierwotnie UNHCR zostal ustanowiony jako urzad tymczasowy; jego istnienie planowano na trzy lata. Obecnie ponad 50 lat pozniej, jest jedna z najwazniejszych agen humanitarnych, z siedziba w Genewie i przedstawicielstwach w ponad 100 krajach. UNHCR zostal dwukrotnie odznaczony Pokojowa Nagroda Nobla.
(zrodlo Wikipedia)

2013-07-02

Ruszyla maszyna po szynach ospale, szarpnela wagony...


 


W Polsce zaplodnienie pozaustrojowe in vitro ma juz 26-letnia historie . Nie mamy prawa dedykowanego procedurom wspomaganego rozrodu. Nie przyjelismy Konwencji Bioetycznej. Nie wprowadzilismy dyrektyw Unijnych dotyczacych tematu, do czego ...sie zobowiazalismy i  z  czego nie wywiazalismy w ciagu pieciu lat. Nie ma systemu certyfikacji i akredytacji klinik zajmujacych sie leczeniem nieplodnosci. Jestesmy jedynym krajem Unii europejskiej, ktory w ZADEN sposob nie uregulowal sytuacji medycyny wspomaganego rozrodu...Polscy pacjenci cierpiacy na nieplodnosc nie maja zabezpieczonych zadnych praw...
 Tak mniej wiecej wygladala sytuacja osob chorych na nieplodnosc (nieplodnosc jest zdiagnozowana jako choroba przez Swiatowa Organizacje Zdrowia) w Polsce jeszcze przedwczoraj. Szczerze mowiac czekalam z niecierplowoscia, nadzieja, i obawami na 1-go lipca, na dzien w ktorym mial sie rozpoczac  program zdrowotny ministerstwa zdrowia.
"Program - Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013 - 2016"
W mediach rozpelata sie wojna. Dziennikarze przescigali sie w znalezieniu  jego niedociagniec apogeum osiagajac w art "In vitro pelne dziur" popelnionym przez "Polityke"( pomijam oczywicie gosci niedzielnych i perelki z Frondy). Przypomina mi to troche sytuacje z mojego studium teatralnego. Podjelam sie wyrezyserowania utworow dzieciecych witkacego pt "Juwenilia". Zarowno ja jak i moi koledzy uczestniczacy w tym projekcie zaangazowalismy sie ogromnie. Poswiecilismy swoj czas, energie, wiedze, umiejetnosci i serce. Nadszedl dzien premiery i oceny grona pedagogicznego. Szczerze mowiac to nawet za bardzo sie nie przejelam slowami krytyki, bo nie byla ona konstruktywna. Potraktowalam to jako zart, przelknelam i robilam swoje, bo wiedzialam, ze to co robie, robie dobrze. Grono pedagogiczne uwazalo, ze "robienie" Witkacego wymaga studiow na jego temat, zrozumienia jego szlenstwa i tworczosci zawilej, srodkow, nakladow, doswiadczonej rezyserii I duzo, duzo czasu. Witkacy to imie za ktore grono moje pedagogiczne samo nie odwazyloby sie brac. Tydzien pozniej wygralam/smy Festiwal Teatrow Amatorskich, zbierajac pierwsze miejsca za najlepszy spektakl i za rezyserie.
I tak sobie mysle, ze tym naszym polskim in vitro tez troche jest tak, ze to nasze grono sejmowe nie odwazylo sie za nie wziac, zamiatalo pod dywan a ten sie stal sie brzemienny. A kiedy Arulkowicz (cenie goscia i szanuje jak mame kocham  i jest on wiarygodny jak niewielu w polityce i mediach) podjal decyzje i wraz z wieloma zaangazowanymi osobami wdrazyl ja w zycie, pojawily sie slowa krytyki, jak stado kundli ujadajacych za listonoszem. Malo tego, jeszce przed wejsciem programu w zycie, starano sie go skazywac na smierc.
Nie jestem ani lekarzem ani politykiem, jestem byla pacjetka. Kobieta, ktora przeszla przez leczenie nieplodnosci, przeszla przez zaplodnienie in vitro i stala sie szczesliwa.  Bylam chora a ty mnie uleczylos-in vitro moje ;-).Wiem, ze ministerialny program to krok w odpowiednim kierunku. Krok milowy. Kamien wegielny. Fundament. Ziarno zasiane zarowno na gruntach nieplodnych, ktore wyda plony, jak i  w umyslach mozgow odzianych beretem. Wierze goraco, ze wlasnie ruszyla maszyna i szarpnela wagony i juz niedlugo grono pedagogiczne zrozumie, ze warto brac sie za Witkaca, chociaz wielki z nim problem. Lokomotywa refundacyjenego programu pociagnie za soba koniecznosc ustaw, wdrozenia dyrektyw unijnych, Konwencji Bioetycznej , prawa.
Program daje szanse, program daje mzliwosc i program daje ochrone zarowno pacjentom, ich dzieciom jaki i zarodkom ludzkim.
Poza tym jest on uklonem w strone mniejszosci potrzebujacej pomocy, w storne demokracji  w strone tolerancji .
Tak jak powiedzial Sailor w "Dzikosci serca "- "Ta kurtka jest symbolem mojej indywidualności i wiary w wolność jednostki”
Ten program ma dla mne wlasnie takie znaczenie.
Dziekuje wszystkim ktorzy sie w niego zaangazowali a sczegolnie organizacji pacjenckiej Stowarzyszeniu  na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji " Nasz Bocian"




2013-06-28

confiteor

Jestem wychowana w tradycji katolickiej. Jestem ochrzczona, podeszlam do pierwszej komunii (dostalam zegarek elektroniczny i rower), do bierzmowania. Czytalam Biblie, gralam na gitarze namietnie spiewajac " Przed obliczem Pana uniżmy się. Pan sam wywyższy nas. Jego jest ziemia i czas  " w kosciele. Byly to czasy kiedy z zapartym tchem ogladalismy "Ostatni dzwonek", sluchalismy Kaczmarskiego i wazne byly dla nas losy Popieluszki. Kosciol byl ostoja prawdy, zapleczem madrosci. Skupial wokol siebie ludzi postepu, inteligencje, byl otwarty. Potem runal mur berlinski i inne mury runely i pogrzebaly ten stary swiat. Kosciol w moim zyciu tracil na znaczeniu. Msze byly tuzinkowe, schematowe, generalnie bez jaj. Mialam chyba 17 lat kiedy podeszlam do spowiedzi, tej ktorej potrzebowalam. Bylam zagubiona nastolatka, bez ojca, chcialam porozmawiac z mezczyzna, z autorytetem. Prawdopodobnie mialam zbyt duze oczekiwania gdyz spowiedz zakonczyla sie fiaskiem i klepaniem wierszykow. Zupelnie bezosobowo, potraktowana zostalam jako jenda ze stojacych w kolejce. Brak czasu i checi na rozmowe ze mna ze strony kaplana powalil mnie na kolana. Odklepalam zdrowaski i podnioslam sie z kolan. Potem tylko sporadycznie pojawialam sie w kosciele dla mamy, dla tradycji dla dupy Maryni. Po tym jak Stefan mi sie oswiadczyl   pojawilam sie w zakrystii probujac zaplanowac slub nasz, koscielny. Dla mamy, dla tradycji, dla dupy Maryni...I dla bialej sukni. Ksiadz mial male "wilgotne" oczka i mowil o duzych problemach. Bo maz protestant, bo nie mieszkamy w Polsce, bo jezyka polskiego nie zna. Wil sie i prezyl a ja powoli rozumialam, ze chodzi o kase, ze wszystko da sie zalatwic jak "przysmarujemy" troszke. Plakalam potem. Mama chciala zalatwiac ze znajomym, ktory ma znajomego ksiedza. Czulam niesmak, ten sam jak wtedy przy konfesjonale. Pewnego rodzaju ponizenie i bunt moj wewnetrzny, bo nie zasluzylam, bo sobie nie pozwole. Mialam piekna, biala suknie- w urzedzie. I jakos mi wtedy daleko bylo od szosy tej, ktora droga prowadzila do Niego przez kosciol. W tej chwili to szczerze mowiac nie potrafie okreslic w co ja wierze i czy  wogole wierze. Chcialabym zeby "po wszystkim" byly inne swiaty. Chcialbym zasiasc z dawnymi znajomymi w gaju oliwnym i chlebem i winem swietowac spotkanie. Ojca mojego chcialabym poznac, bo tak krotko byl z nami i nie wiele z niego pamietam. Zazdroszcze osobom gleboko wierzacym wiary, pewnosci. O ile latwiej zyloby mi sie gdybym tak niepodwazajac niczegopotrafila wierzyc. Gdybym potrafila odnalezc piekno w gotowosci poswiecenia zycia wyczekanego prze Abrahama i nieplodna Sare Izaaka, zamiast widziec w nim schizofrenicznego czlowieka potrzebujacego opieki medycznej. O ile latwiej byloby radzic sobie z wyzwaniami codziennosci i sposobem ich pokonywania jesli odpowiedziallnosc wspoldzielilabym z silami wyzszymi. O ile latwiel byloby isc do konfesjonalu i wybielic plamy.
Jestem matka dzieci poczetych dzieki zaplodnieniu pozaustrojowemu. Dotarlam do momentu w ktorym zmuszona zostalam do podjecia decyzji o calkowitym odsunieciu sie od Kosciola katolickiego. Patetyczne wyglaszanie publicznych mow o dzieciach bez prawa do znajomosci swoich rodzicow i o pogwalceniu ich prawa poczecia sie przez kopulacje jako aktu najwiekszej milosci miedzy kobieta i mezczyzna, jest dla mnie swiadectwem(oprocz braku taktu, wiedzy i empatii) na to, ze z tymi "autorytetami" nie mam NIC wspolnego. Za duzo juz wyzwisk i oszczerstw padlo w moja strone. Jako matka, ktora chce swoim dzieciom zapewnic to co najwazniejsze (moim zdaniem)- milosc, bezpieczenstwo, prawo do rozwoju i swobody mysli- musze je trzymac z daleka od kk. Nie byla to latwa decyzja ze wzgledu na uczucie jakim darze moich bliskich, ktorzy w Kk odnjduja siebie. Dla mnie dysonans jest nie do pozycia. Wierze goraco, ze mozemy sie kochac i szanowac bez wzgledu na to, czy i do kogo sie modlimy. Katolicyzm jest dla mnie czescia tradycji Polski, a za Polska tesknie. Jest rownoczesnie, moim zdaniem, choroba naszej Polski, w zadnym razie perfuma podkreslajaca jej dume i krase subtelnym, pasjonujacym zapachem. Dla tych ktorzy maja trudnosci w rozdzielenu chcialam podkreslic- jestem Polka i jestem z tego dumna, z Kosciala katolickiego w Polsce nie.

2013-06-26

parasolki


Znow pada. Rano rozpoczela sie batalia o parasolke dziecieca, ktorej szczesliwa posiadaczka jest Lilly. Parasolka rozowa w ksiezniczki.  Chlopcy tlukli sie z zaangazowaniem o dostep do niej. Leon jest duzo sielniejszy wiec udalo mu sie wyrwac ”ksiezniczki” Noelowi, ktory gryzie-ma zeby i nie boi sie ich uzyc! Kawa mi wystygla… Obiecalam sobie, ze kupie koniecznie dwie parasolki dzisiaj.  Jedna ze Spidermanem, druga z Blixtenem mcqueenem. Albo moze dwie takie same, zeby nie bylo klotni.  Slalomem miedzy kaluzami, ktorych ja staralam sie unikac  a dzieci moje jak najbardziej nie dotarlismy spoznieni troszke do przedszkola. W przedszkolu okazalo sie, ze Lilka nie ma kaloszy, wiec musialam wracac do domu zeby dostarczyc kalosze (slalomem, slalomem). Do pracy zdazylam. Wypilam ciepla kawe.
Polazalam porozmawiac z szefowa na temat ”trudnej” rodziny.  Niestey nie mozemy im pomoc.  Ubocznym skutkiem szwedzkiej reformy zdrowia jest dostep do jej placowek.  Generalnie to jest tak, ze jak sie mieszka daleko od miasta to lepiej trzymac sie zdrowo.  Zarowno ta kobieta jak i jej dzieci potrzebuja opieki (psycholog, psychiatra, specjalisci).  Ta najmlodsza zgwalcona dziewczynke trzeba operowac… A my do najblizszego szpitala specjalistycznego mamy ok 200 km.  Wiec trzymamy sie zdrowo…
Odwiedzilam jednego “prywaciarza”  i udalo mi sie znalezc miejsce praktyki jezykowo-zawodowej dla jednego z “naszych” Kolumbijczykow, ktorzy przybyli do gminy w grudniu. Dzieki temu zawsze latwiej odnalezc sie w rzeczywistosci nowego kraju.  Poznac szwedow, nauczyc ich, ze nie taki emigrant straszny jak go maluja. Zaciesnic wiezy. Poczuc sie potrzebnym.  Tu u nas na wiosce ciemniejszy kolor skory jest  nadal egzotyczny. A emigrantow mamy coraz wiecej. W tym roku liczba osob, ktora osiedli sie w naszej gminie zostala podwojona.  Do tego dochodza jeszce uchodzcy szukajacy azylu, ktorzy jak cienie przemykaja do momentu uzyskania pozwolenia na pobyt i prace. Wtedy pojawiaja sie legalnie u nas, promieniejac.
No i przyszla Fatima proszac o pomoc, bo dostala odpowiedz odmowna dotyczaca  wniosku o otrzymanie obywatelstwa szwedzkiego.  Pomoglam jej sie odwolac. Ciekawa argumentacja biura migracyjnego-Odpowiedz odmowna, poniewaz Fatima nie ma paszportu z kraju z ktorego pochodzi.  Ma tylko dowod tozsamosci wydany przez organy Iraku w ktorym zamieszkiwala ale te nie wydaja sie wystarczajace.


Tyle tylko, ze Fatima pochodzi z Palestyny. Panstwa ktorego teoretycznie nie ma wiec o jakim paszporcie mowimy panie kochany….
 

2013-06-25

glodna

Nie pisalam od trzech lat. Tzn pisalam tyle ze do szuflady. Zawalilam pamiec laptopa  kopiujac poprzedni blog i "szyjac" z niego ksiazke. Ksiazka wydana, rok minal od dnia kiedy na Targach Ksiazki w stolicy pojawilam sie jako (szumnie brzmiacy) autor. Dzieci przesypiaja cale noce, Lilly juz nawet sama zeby myje i ubiera sie sama, oprocz skarpet ale skarpety to nie bulka z maslem. A ja jakis taki glod pisania czuje, glod bolgowania, spotykania ludzi, miedzy wierszami. Wiec wracam, chyba...?
Lato otulilo cala wioche, szwedzinki usmiechaja sie do siebie, rozkwitaja. Ten czas tak kruchy i tak wazny, bo juz za dwa miesiace przyjdzie jesien blyskawiczna i ustapi miejsca zimie. A przezimowac trzeba.
Odliczam dni do urolpu. Jestem juz na etapie palcow u rak. Blisko coraz blizej. Praca zaciska wezel na szyi, probuje poukladac, posprzatac wszystkie sprawy/sprawki zeby za osiem dni zamknac biuro z napisem,  "wracam za cztery tygodnie"... I jak kocham dzieci moje- nic nie bede robila prze te tygodnie. Oprocz biegania za trojac nasza przenajcudowniejsza, grilowaniem, smarowianiem sie masciami po ugryzienu komarow (bo w Szwecji komary jak helikoptery a jagody jak arbuzy). I zapomne o powadze sytuacji. O sytuacji Syryjczykow w obozach uchodzcow, Afganow w Iraku, Kolumbijczykow w Ekwadorze...
Chociaz przyznam, ze na kolana mnie powialil mail ktory dzisiaj przyszedl do nas, do dzialu integragracji z biura migracyjnego z zapytaniem czy mozemy przyjac rodzine "trudna" do naszej gminy. Definicja rodziny trudnej nie jest latwa do zwerbalizowania, dla mnie wszystkie rodziny, ktore zmuszone zostaly do opuszczenia swoich domostw, sa trudne... Ludzie zmuszeni do ucieczki, przerazone dzieci, matki, ojcowie...I wlasciwie zbieralam sie juz do wyjscia kiedy przyszedl mail, przeczytalam i glebiej wbilam sie w fotel. Po przyjsciu do domu przygotowalam pesto z bekonem i pomidorami, wyciagnelam z lodowki kompot rabarbarowy ktory wczoraj z Lilka zgotowalysmy i za chwile trojka moich pelnych energii dzieci (poczetych dzieki cudowi in vitro) "wbiegla" w moje ramiona. I ja je tak tulilam mocno, mocno i meza usciskalam solidnie, bo ten mail siedzial i siedzi mi w glowie i sercu i nie moge sie pozbierac. Kobieta rok urodzenia 78, siedmioro dzieci. Zadnego ojca. Wszystkie ciaze z gwaltow. Trojka dzieci rowniez po gwaltach. Najmlodsza zgwalcona rok urodzin 2011...
Co za k...swiat.