2013-08-06

Hello Afrika


A lato bylo piekne tego roku. W sumie przez cztery tygodnie urlopu padalo moze cztery dni. Dzieciaki szalaly w basenie w ogrodku, lowilismy ryby (nie w basenie w ogrodku ;-), plywalismy lodka wujka Roberta, delektowalismy sie aura jezior, lasow…Leon co rano na bosaka dobiegal do krzaku malin , zbierajac je garsciami i wciskajac zachlannie do pyzatej buzki. I tak sobie myslalm patrzac na sok splywajacy po jego malych raczkach, ze chyba tak pachnie szczesliwe dziecinstwo. Sloncem i malinami…Pracowalismy rowniez nad pozegnaniem z pieluchami. Udalo sie. Chlopaki biegaja do nocnikow i toalety.  Noel z duma skomentowal, ze jak  siada na nocnik to wodospady splywaja…Hm…Lilly rosnie, dorosleje. Zaczyna czytac, liczyc z radoscia odkrywa dla nas oczywiste oczywistosci.  Przez te cztery tygodnie nie planowalismy nic. Zadnych dalekich wyjazdow, zadnych koniecznosci…Bylismy razem. Bez pospiechu. Zaupelnie swobodnie. Przytulanie malego cialka, sledzenie lotu motyla, czas na odpowiedz na wszystkie pytania trzech malych ciekawych swiata ludzi…Kocham moje dzieci tak bardzo i nie potrafie sobie swiata bez ich istnienia wyobrazic ..
Polazlam wczoraj do pracy, zostawialm dziedzictwo w przedszkolu, wlaczylam komputer pracowy . Zaatakowal mnie wiadomosciami, ktore trwilam przez wieksza czesc dnia. Powoli przygotowywalam sie do dnia dzisiejszego. Zakupy. Pieluszki dla najmlodszego, dwuletniego. Chleb, jogurt, wedlina z indyka, pomidory, owoce. Dzisiaj bedziemy robic kanapki. Nie wiadomo czy w ogole ktos bedzie je jadl, bo przeciez Ramadan jeszcze sie nie skonczyl. A w dokumentach informacyjnych, ktore otrzymalismy od UNHCR nie ma informacji dotyczacych wyznania religijnego. No wiec dzisiaj wieczorem powitamy na lotnisku 27 osob z Kongo I Ugandy oraz dziewczyne z Erytreii o ktroej wspominalam niedawno. Jej ojciec jedzie z nami…
Podzielilismy miedzy soba rodziny, zeby bylo sprawniej. Logistyka…
Ja mam zajac sie rodzina szescioosobowa. Kobieta z dwojka dzieci, chlopcem, ktorego rodzice zostali zamordowani w Ugandzie i wychowuje go ciocia. No i ciocia, dzwudziestoosmioletnia kobieta, ktora po brutalnym gwalcie zbiorowym stracila mowe(wg UNHCR powoli ja odzyskuje) i jej coreczka, dwuletnia Angel.
W nocy wrocimy do domu. Ja do swojego ze spiacymi bezpiecznie dziecmi, ktorych dlonie pachna malinami. I oni, uchodzcy z Afryki do swojego nowego domu  w Szwecji.
Czeka nas ciezki dzien. Trzymajcie kciuki prosze.

6 komentarzy:

  1. Daguś - jak Ty to dźwigasz ? Jak to rozdzielasz ? Ten dom z malinami i to co nam tu piszesz ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Chyba dlatego pisze ;-) Poza tym spotykajac ludzi z takim zyciowym bagazem, fatalna sytuacja materialna, doceniam to co mam. Moja rodzina, nasze zycie...Miod, mleko i maliny ;-). Jakos potrafie, zostawic prace w pracy. Czasami tylko bywa, ze nie da rady. Czlowiek uodparnia sie rowniez na cierpienie...Staram sie przede wszystkim pomoc, dzieki dostepnym mi srodkom. Na tym sie koncentruje. Na dzielaniu. A po robocie to w domu intensywnie z trojka maluchow wiec nie ma czasu. Kiedy juz spia, tez padam, zasypiam.

      Usuń
  2. Trzymam... /i podziwiam/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy dom. Bezpieczny dom. I ja podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. trzymam kciuki!
    piękne jest to, co robisz... trudne ale piękne.
    trawię.
    potem może coś mądrego napiszę...
    na razie widzę usypiające...
    Goś

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie się nie dziwię twojej potrzebie pisania;) Pisz- jest raźniej i lżej:)

    OdpowiedzUsuń