Jestem wychowana w tradycji katolickiej. Jestem ochrzczona, podeszlam do pierwszej komunii (dostalam zegarek elektroniczny i rower), do bierzmowania. Czytalam Biblie, gralam na gitarze namietnie spiewajac " Przed obliczem Pana uniżmy się. Pan sam wywyższy nas. Jego jest ziemia i czas " w kosciele. Byly to czasy kiedy z zapartym tchem ogladalismy "Ostatni dzwonek", sluchalismy Kaczmarskiego i wazne byly dla nas losy Popieluszki. Kosciol byl ostoja prawdy, zapleczem madrosci. Skupial wokol siebie ludzi postepu, inteligencje, byl otwarty. Potem runal mur berlinski i inne mury runely i pogrzebaly ten stary swiat. Kosciol w moim zyciu tracil na znaczeniu. Msze byly tuzinkowe, schematowe, generalnie bez jaj. Mialam chyba 17 lat kiedy podeszlam do spowiedzi, tej ktorej potrzebowalam. Bylam zagubiona nastolatka, bez ojca, chcialam porozmawiac z mezczyzna, z autorytetem. Prawdopodobnie mialam zbyt duze oczekiwania gdyz spowiedz zakonczyla sie fiaskiem i klepaniem wierszykow. Zupelnie bezosobowo, potraktowana zostalam jako jenda ze stojacych w kolejce. Brak czasu i checi na rozmowe ze mna ze strony kaplana powalil mnie na kolana. Odklepalam zdrowaski i podnioslam sie z kolan. Potem tylko sporadycznie pojawialam sie w kosciele dla mamy, dla tradycji dla dupy Maryni. Po tym jak Stefan mi sie oswiadczyl pojawilam sie w zakrystii probujac zaplanowac slub nasz, koscielny. Dla mamy, dla tradycji, dla dupy Maryni...I dla bialej sukni. Ksiadz mial male "wilgotne" oczka i mowil o duzych problemach. Bo maz protestant, bo nie mieszkamy w Polsce, bo jezyka polskiego nie zna. Wil sie i prezyl a ja powoli rozumialam, ze chodzi o kase, ze wszystko da sie zalatwic jak "przysmarujemy" troszke. Plakalam potem. Mama chciala zalatwiac ze znajomym, ktory ma znajomego ksiedza. Czulam niesmak, ten sam jak wtedy przy konfesjonale. Pewnego rodzaju ponizenie i bunt moj wewnetrzny, bo nie zasluzylam, bo sobie nie pozwole. Mialam piekna, biala suknie- w urzedzie. I jakos mi wtedy daleko bylo od szosy tej, ktora droga prowadzila do Niego przez kosciol. W tej chwili to szczerze mowiac nie potrafie okreslic w co ja wierze i czy wogole wierze. Chcialabym zeby "po wszystkim" byly inne swiaty. Chcialbym zasiasc z dawnymi znajomymi w gaju oliwnym i chlebem i winem swietowac spotkanie. Ojca mojego chcialabym poznac, bo tak krotko byl z nami i nie wiele z niego pamietam. Zazdroszcze osobom gleboko wierzacym wiary, pewnosci. O ile latwiej zyloby mi sie gdybym tak niepodwazajac niczegopotrafila wierzyc. Gdybym potrafila odnalezc piekno w gotowosci poswiecenia zycia wyczekanego prze Abrahama i nieplodna Sare Izaaka, zamiast widziec w nim schizofrenicznego czlowieka potrzebujacego opieki medycznej. O ile latwiej byloby radzic sobie z wyzwaniami codziennosci i sposobem ich pokonywania jesli odpowiedziallnosc wspoldzielilabym z silami wyzszymi. O ile latwiel byloby isc do konfesjonalu i wybielic plamy.
Jestem matka dzieci poczetych dzieki zaplodnieniu pozaustrojowemu. Dotarlam do momentu w ktorym zmuszona zostalam do podjecia decyzji o calkowitym odsunieciu sie od Kosciola katolickiego. Patetyczne wyglaszanie publicznych mow o dzieciach bez prawa do znajomosci swoich rodzicow i o pogwalceniu ich prawa poczecia sie przez kopulacje jako aktu najwiekszej milosci miedzy kobieta i mezczyzna, jest dla mnie swiadectwem(oprocz braku taktu, wiedzy i empatii) na to, ze z tymi "autorytetami" nie mam NIC wspolnego. Za duzo juz wyzwisk i oszczerstw padlo w moja strone. Jako matka, ktora chce swoim dzieciom zapewnic to co najwazniejsze (moim zdaniem)- milosc, bezpieczenstwo, prawo do rozwoju i swobody mysli- musze je trzymac z daleka od kk. Nie byla to latwa decyzja ze wzgledu na uczucie jakim darze moich bliskich, ktorzy w Kk odnjduja siebie. Dla mnie dysonans jest nie do pozycia. Wierze goraco, ze mozemy sie kochac i szanowac bez wzgledu na to, czy i do kogo sie modlimy. Katolicyzm jest dla mnie czescia tradycji Polski, a za Polska tesknie. Jest rownoczesnie, moim zdaniem, choroba naszej Polski, w zadnym razie perfuma podkreslajaca jej dume i krase subtelnym, pasjonujacym zapachem. Dla tych ktorzy maja trudnosci w rozdzielenu chcialam podkreslic- jestem Polka i jestem z tego dumna, z Kosciala katolickiego w Polsce nie.
2013-06-28
2013-06-26
parasolki
Znow pada. Rano rozpoczela sie batalia o parasolke
dziecieca, ktorej szczesliwa posiadaczka jest Lilly. Parasolka rozowa w
ksiezniczki. Chlopcy tlukli sie z
zaangazowaniem o dostep do niej. Leon jest duzo sielniejszy wiec udalo mu sie
wyrwac ”ksiezniczki” Noelowi, ktory gryzie-ma zeby i nie boi sie ich uzyc! Kawa
mi wystygla… Obiecalam sobie, ze kupie koniecznie dwie parasolki dzisiaj. Jedna ze Spidermanem, druga z Blixtenem
mcqueenem. Albo moze dwie takie same, zeby nie bylo klotni. Slalomem miedzy kaluzami, ktorych ja staralam
sie unikac a dzieci moje jak najbardziej
nie dotarlismy spoznieni troszke do przedszkola. W przedszkolu okazalo sie, ze
Lilka nie ma kaloszy, wiec musialam wracac do domu zeby dostarczyc kalosze
(slalomem, slalomem). Do pracy zdazylam. Wypilam ciepla kawe.
Polazalam porozmawiac z szefowa na temat ”trudnej”
rodziny. Niestey nie mozemy im
pomoc. Ubocznym skutkiem szwedzkiej
reformy zdrowia jest dostep do jej placowek.
Generalnie to jest tak,
ze jak sie mieszka daleko od miasta to lepiej trzymac sie zdrowo. Zarowno ta kobieta jak i jej dzieci potrzebuja
opieki (psycholog, psychiatra, specjalisci).
Ta najmlodsza zgwalcona dziewczynke trzeba operowac… A my do najblizszego
szpitala specjalistycznego mamy ok 200 km. Wiec trzymamy sie zdrowo…
Odwiedzilam
jednego “prywaciarza” i udalo mi sie znalezc
miejsce praktyki jezykowo-zawodowej dla jednego z “naszych” Kolumbijczykow,
ktorzy przybyli do gminy w grudniu. Dzieki temu zawsze latwiej odnalezc sie w
rzeczywistosci nowego kraju. Poznac
szwedow, nauczyc ich, ze nie taki emigrant straszny jak go maluja. Zaciesnic wiezy.
Poczuc sie potrzebnym. Tu u nas na
wiosce ciemniejszy kolor skory jest nadal egzotyczny. A emigrantow mamy coraz
wiecej. W tym roku liczba osob, ktora osiedli sie w naszej gminie zostala
podwojona. Do tego dochodza jeszce
uchodzcy szukajacy azylu, ktorzy jak cienie przemykaja do momentu uzyskania
pozwolenia na pobyt i prace. Wtedy pojawiaja sie legalnie u nas, promieniejac. No i przyszla Fatima proszac o pomoc, bo dostala odpowiedz odmowna dotyczaca wniosku o otrzymanie obywatelstwa szwedzkiego. Pomoglam jej sie odwolac. Ciekawa argumentacja biura migracyjnego-Odpowiedz odmowna, poniewaz Fatima nie ma paszportu z kraju z ktorego pochodzi. Ma tylko dowod tozsamosci wydany przez organy Iraku w ktorym zamieszkiwala ale te nie wydaja sie wystarczajace.
2013-06-25
glodna
Nie pisalam od trzech lat. Tzn pisalam tyle ze do szuflady. Zawalilam pamiec laptopa kopiujac poprzedni blog i "szyjac" z niego ksiazke. Ksiazka wydana, rok minal od dnia kiedy na Targach Ksiazki w stolicy pojawilam sie jako (szumnie brzmiacy) autor. Dzieci przesypiaja cale noce, Lilly juz nawet sama zeby myje i ubiera sie sama, oprocz skarpet ale skarpety to nie bulka z maslem. A ja jakis taki glod pisania czuje, glod bolgowania, spotykania ludzi, miedzy wierszami. Wiec wracam, chyba...?
Lato otulilo cala wioche, szwedzinki usmiechaja sie do siebie, rozkwitaja. Ten czas tak kruchy i tak wazny, bo juz za dwa miesiace przyjdzie jesien blyskawiczna i ustapi miejsca zimie. A przezimowac trzeba.
Odliczam dni do urolpu. Jestem juz na etapie palcow u rak. Blisko coraz blizej. Praca zaciska wezel na szyi, probuje poukladac, posprzatac wszystkie sprawy/sprawki zeby za osiem dni zamknac biuro z napisem, "wracam za cztery tygodnie"... I jak kocham dzieci moje- nic nie bede robila prze te tygodnie. Oprocz biegania za trojac nasza przenajcudowniejsza, grilowaniem, smarowianiem sie masciami po ugryzienu komarow (bo w Szwecji komary jak helikoptery a jagody jak arbuzy). I zapomne o powadze sytuacji. O sytuacji Syryjczykow w obozach uchodzcow, Afganow w Iraku, Kolumbijczykow w Ekwadorze...
Chociaz przyznam, ze na kolana mnie powialil mail ktory dzisiaj przyszedl do nas, do dzialu integragracji z biura migracyjnego z zapytaniem czy mozemy przyjac rodzine "trudna" do naszej gminy. Definicja rodziny trudnej nie jest latwa do zwerbalizowania, dla mnie wszystkie rodziny, ktore zmuszone zostaly do opuszczenia swoich domostw, sa trudne... Ludzie zmuszeni do ucieczki, przerazone dzieci, matki, ojcowie...I wlasciwie zbieralam sie juz do wyjscia kiedy przyszedl mail, przeczytalam i glebiej wbilam sie w fotel. Po przyjsciu do domu przygotowalam pesto z bekonem i pomidorami, wyciagnelam z lodowki kompot rabarbarowy ktory wczoraj z Lilka zgotowalysmy i za chwile trojka moich pelnych energii dzieci (poczetych dzieki cudowi in vitro) "wbiegla" w moje ramiona. I ja je tak tulilam mocno, mocno i meza usciskalam solidnie, bo ten mail siedzial i siedzi mi w glowie i sercu i nie moge sie pozbierac. Kobieta rok urodzenia 78, siedmioro dzieci. Zadnego ojca. Wszystkie ciaze z gwaltow. Trojka dzieci rowniez po gwaltach. Najmlodsza zgwalcona rok urodzin 2011...
Co za k...swiat.
Lato otulilo cala wioche, szwedzinki usmiechaja sie do siebie, rozkwitaja. Ten czas tak kruchy i tak wazny, bo juz za dwa miesiace przyjdzie jesien blyskawiczna i ustapi miejsca zimie. A przezimowac trzeba.
Odliczam dni do urolpu. Jestem juz na etapie palcow u rak. Blisko coraz blizej. Praca zaciska wezel na szyi, probuje poukladac, posprzatac wszystkie sprawy/sprawki zeby za osiem dni zamknac biuro z napisem, "wracam za cztery tygodnie"... I jak kocham dzieci moje- nic nie bede robila prze te tygodnie. Oprocz biegania za trojac nasza przenajcudowniejsza, grilowaniem, smarowianiem sie masciami po ugryzienu komarow (bo w Szwecji komary jak helikoptery a jagody jak arbuzy). I zapomne o powadze sytuacji. O sytuacji Syryjczykow w obozach uchodzcow, Afganow w Iraku, Kolumbijczykow w Ekwadorze...
Chociaz przyznam, ze na kolana mnie powialil mail ktory dzisiaj przyszedl do nas, do dzialu integragracji z biura migracyjnego z zapytaniem czy mozemy przyjac rodzine "trudna" do naszej gminy. Definicja rodziny trudnej nie jest latwa do zwerbalizowania, dla mnie wszystkie rodziny, ktore zmuszone zostaly do opuszczenia swoich domostw, sa trudne... Ludzie zmuszeni do ucieczki, przerazone dzieci, matki, ojcowie...I wlasciwie zbieralam sie juz do wyjscia kiedy przyszedl mail, przeczytalam i glebiej wbilam sie w fotel. Po przyjsciu do domu przygotowalam pesto z bekonem i pomidorami, wyciagnelam z lodowki kompot rabarbarowy ktory wczoraj z Lilka zgotowalysmy i za chwile trojka moich pelnych energii dzieci (poczetych dzieki cudowi in vitro) "wbiegla" w moje ramiona. I ja je tak tulilam mocno, mocno i meza usciskalam solidnie, bo ten mail siedzial i siedzi mi w glowie i sercu i nie moge sie pozbierac. Kobieta rok urodzenia 78, siedmioro dzieci. Zadnego ojca. Wszystkie ciaze z gwaltow. Trojka dzieci rowniez po gwaltach. Najmlodsza zgwalcona rok urodzin 2011...
Co za k...swiat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)